wtorek, 27 września 2011

Jak coś umiejętnie...spieprzyć

W świecie blogowym mamy mistrzynie od wszystkiego.Są dziewczyny szyjące,haftujące,szydełkujące i dekupażujące tak ,że dosłownie robię się zielona z zazdrości.Są też takie ,które gotują-tych nie cierpię najbardziej !!!!!!!
Po to mamy blogi by swoje talenta światu okazywać,antytalenta skrzętnie ukrywamy.
Dziś postanowiłam złamać tę regułę i pokazać Wam jak skutecznie coś zepsuć.
We wstępniaku napisałam ,że jestem nieoceniona w przypalaniu.Stało się to już taką regułą,że wrecz dzień bez przypalania traktowany jest jak święto w moim domu.
Kiedyś ktoś mnie spytał jak ja to robię i dlaczego ????
Otóż wszystkiemu winny jest czas,a raczej jego względność...No bo przecież minuty minutom nierówne.! 1 5 minut na przyjemność jest jak sekunda...a 15 minut czekania z utęsknieniem to przecież wieczność.
Dla mnie stanie przy garach to ocean czasu,a przyjście za 5 minut by sprawdzić czy już się nie spaliło zawsze zamienia się w 45 min.
Za te wszystkie wypadki odpowiada po części alergiczne przytkanie nosa...
No i efekt jest zawsze ten sam -IDEALNIE PRZYPALONY OBIAD :)

32 komentarze:

  1. Wow, zrobiłaś na mnie piorunujące wrażenie. Jesteś najlepsza z tych osóbek co znam.
    Buziole

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem zachwycona! Rzadko można zobaczyć tak idealnie spaloną potrawę! Cieszę się ,że moge to u Ciebie zobaczyc..;) buziaki!

    OdpowiedzUsuń
  3. Hehe Madziu każdej z nas się to zdarza:)W styczniu jak próbowałam upiec coś na moje imieniny 4 razy pod rząd spaliłam na węgiel i ciasto i ciastka:)Po tym kupiłam sobie minutnik, a i tak dość często coś przypalam:) Co nie zmienia faktu, że gotować uwielbiam:))Ze skutkiem różnym.
    Buźka

    OdpowiedzUsuń
  4. Widzę ,że na Wasz aplauz mogę zawsze liczyć :)

    OdpowiedzUsuń
  5. uwielbiam gotować i niejeden spalony garnek mam za sobą :D
    masz rację czas - pojęcie względne ;)
    kiedyś zostawiłam ziemniaki na gazie i wyszłam z domu - dobrze, że nie spaliłam chałupy :D
    Twoje przypalenie - rewelacja! jestem pod dużym wrażeniem ;)
    buziole :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Hehe no no przypalanie wychodzi Tobie bardzo dobrze;) ja moze nie przypalam potraw ale za to lubie je niedogotowac hehe szczegolnie ziemniaki,nie wiem dlaczego:P

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie martw się podobno naukowcy są o krok od obalenia Teorii Względności,i wszystkie te minuty, godziny,dziś, wczoraj... będzie można wsypać do śmietnika :) Wreszcie będzie raj dla takich jak Ty my i nam podobni:)
    Wiwat Latynosi oni mają gdzieś czas, oni zawsze mają luzik.
    Pozdrawiamy

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja niektore samkolyki przypalam bo mi tak smakuja :) np mocno spieczona (czyt. spalona) kielbaska z grilla :)
    a zawsze zapomina o gotujacym sie mleku, to juz standart, musze juz minutnik wlaczyc by pamietac.

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie ma się co przejmowac nawet najlepszym się zdarza :)))

    OdpowiedzUsuń
  10. za przeproszeniem...co to kurcze mialo być?trudno to zidentyfikować!miecho, zapiekanka?makaron?mnie pod presja najczęściej potrawy nie wychodzą, czyli jak idę z wizyta do tęscia...zdarza sie to dokladnie co niedziela..już przywyklam by swoją dumę zostawiac daleko za sobą i udawać,że tak dokladnie tak przypalone miało byc i raka od tego, szanowny teściu się nie nabawi:P

    OdpowiedzUsuń
  11. Daleko mi do twojej perfekcji ;))) ale mam też pewne osiągnięcia w tej dziedzinie. Nie zawsze jest to przypalanie. Czasem po prostu z pozoru udany wytwór kucharski przy bliższym oglądzie odstrasza wyglądem i smakiem. Wczoraj na przykład upiekłam chleb...żadna mecyja bo w automacie, ale cóż...nawet to można spieprzyć. Ściskam.

    OdpowiedzUsuń
  12. Madzia jak mogłaś tak spierdolić to mięso...?
    Normalnie kocham Cię dziewczyno!!!Z wszystko a w szczególności za takie posty jak ten,że nie słodzisz i potrafisz się przyznać do błędu.
    Buziaczki i ślę moc w podziękowaniu za banerek :*

    OdpowiedzUsuń
  13. Oj tam , przypalony ,przypalony ,chrupiacy sie mowi :)))
    wazne ,ze sie da zjesc
    ps. zebys zobaczyla moj popcorn ,
    jak nie nastawie czas to i tak zweglony i tak
    milego dzionku :))))

    OdpowiedzUsuń
  14. Udało ci się:) Z uwagi na podobne zdolności i nie lubienie gotowania bo... albo przypalone albo nie dogotowane albo niesmaczne ( mimo poświecenia), zlitowali się nade mną i wolą sami lub gotowe. Wiem, wiem zaraz zacznie się ze nie zdrowe:( Coż nie można mieć wszystkiego;) Buziaki

    OdpowiedzUsuń
  15. Kochana moja nawet najlepszym się zdarza;-))))) U mnie mleko było zawsze na 1 miejscu, aż kiedyś się wkurzyłam i kupiłam specjalny garnek. Teraz jak zapomnę to mi garnek gwiżdże i już wiem że mleko się gotuje;-)))))
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  16. O jak ślicznie zwęglone!!! Jestem pod ogromnym wrażeniem!!!

    OdpowiedzUsuń
  17. zdrowsze przypalone niz surowe :)

    usmialam sie bardzo :)
    ja tez jestem z tych co za 5 min beda a potem katastrofa w kuchni
    buziaki
    Twoja Wielka Fanka

    OdpowiedzUsuń
  18. Można powiedzieć: spalenizna idealna ;-))
    Mnie tez zdarza się zapamiętać... Wiesz, że kocham Cię za to przypalanie ;-))
    Ściskam czule!

    OdpowiedzUsuń
  19. Twoja szczerość i sposób przedstawienia siebie bardzo przypadły mi gustu! Podziwiam za samokrytykę ;) Głowa do góry - gwarantuję Ci, że nie jesteś osamotniona...

    OdpowiedzUsuń
  20. Zjarane to zjarane. Odetnij wierzch, mlaśnij sosem i rodzinka będzie zadowlona, nawet nie zauważy He, he
    Ściskam

    OdpowiedzUsuń
  21. heheheh ale zjaralas :) napisz koniecznie co to bylo bo mnie ciekawosc zezre :) Przychylam sie do komentarza powyzej, odkroic, polac sosem i juz ;) dobrym srodkiem maskujacym jest tez plaster sera;) wystarczy polozyc na goraca potrawe :) pozdrawiam serdecznie agnesha

    OdpowiedzUsuń
  22. Kochana przypalić też trzeba potrafić :) Ja też domagam się szczegółów cóż ciekawego czai się pod tą czarnawą skorupką :)

    OdpowiedzUsuń
  23. Rozpieszczacie mnie moje/moi drogie/dzy :)
    Tyle pochwał i to za bycie taką sierotą ;)
    To spalone coś to żeberka :D
    A techniki maskujące spaleniznę mam dopracowane do granic szaleństwa.Wszak życie jest sztuką pozorów.

    OdpowiedzUsuń
  24. Kochana,najlepszym się zdarza!!!

    OdpowiedzUsuń
  25. Hi hi udana jestes, a spalony obiadek i mi sie zdarza.
    pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  26. łał!rzeczywiście idealny!Otrzymujesz nr1!!!W tej kategorii:)Hahaha...buziaki:)

    OdpowiedzUsuń
  27. he he he :) powiem tak: spalać też trzeba umieć!!! ja nie umiem na co narzeka Małżon, wielbiciel wszelkich przypieczek i zwęgleń. Dlatego to on zawsze grilluje a sobie do tego stopnia, że nie zawsze wiadomo co grillował ;)

    OdpowiedzUsuń
  28. Hiii! Madziku, przypalać też trzeba umieć! Mistrzowsko podwęglony kotlecik, bravissimo!:) Co tam 5 czy 45 minut, skoro szczęśliwi czasu nie liczą:))))
    Buziak!
    M.

    OdpowiedzUsuń
  29. No powiem Ci Madziu, że przypalony jest genialnie:) oj zdarza się:)))
    buziaki!

    OdpowiedzUsuń
  30. Eeeee tam -na pewno było smaczne(widać,ze tylko pół zostało).Ja np.lubię obite jabłka i ciasto z zakalcem(za to nie lubię czekolady),więc obiadek w wersji "na chrupko"pewnie też by smakował:)

    OdpowiedzUsuń
  31. Madziko, Kochana Ty moja!!!!!!!!!!!!!
    Ja tez nie ukrywam swoich wpadek!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
    Witam w klubie!!!!!!
    Na blogu kiedys bardzo dokladnie pokazalam jak spier...... sciane w sypialni, po czym tak szybko ja naprawic, by np. Maz, ktory wraca z pracy niczego "nie zauwazyl":-)))))))))))))))))))))))))))))))))))
    I tez zdarza mi sie SPALIC - nie przypalic - np. bigos. ZAWSZE!
    Sciskam:-)))))

    OdpowiedzUsuń
  32. kochana, mi tez się zdarza przypalić, a jeszcze częściej nie dogotować czy nie dopiec;)

    Buziaki!

    OdpowiedzUsuń