wtorek, 29 września 2015

Jesienny (nie)poradnik :)

     Jest coś takiego w jesieni, co rok rocznie wprowadza mnie w stan pewnego zamętu emocjonalnego.
Mogłabym  się tu rozpisać  o huśtawkach nastroju z karmelem liści w tle, o tym że z jednej strony to i owszem -lubię  smaki, zapach i kolory jesieni, ale też niestety miewam o  tej porze roku myśli smutne  ,którymi jednak nie będę się z Wami dzielić, bo kiedyś tam obiecałam sobie nie zarażać negatywnymi emocjami na blogu .  Dlatego zamiast pisać o pogryzaniu suchara przy gorzkiej herbacie, myślach w stylu memento mori i rozpamiętywaniu wszelkich niespełnień,które jesienią mają moc potęgowania się, wymienię kilka prostych metod ,które pozwalają mi przetrwać -ba -wręcz uwierzyć, że to pora najlepsza ze wszystkich.

Po pierwsze uważam, że jesień sprzyja robótkom. Najlepiej małym, tak aby efekt naszej pracy pojawił się przed pierwszym zniechęceniem. Może to być torebka wydziergana na szydełku, albo jeszcze lepiej mitenki.
 


Po drugie, przy pierwszych symptomach jesiennej chandry zaczynam piec. Preferowane ciasto to szarlotka lub kruche ze śliwkami. Z resztą nieważne co, wszystko działa, no może poza browni z fasoli ,które może wpędzić w mocny dół ,z myślami samobójczymi włącznie. 

Czyli mamy domowe ciasto...
 
 
plus herbata
 
Punkt kolejny to ładowanie "akumulatorów" w pięknych okolicznościach przyrody, najlepiej niepowtarzalnych ;)
 
I tu polecam towarzystwo dzieci, które są stworzeniami zupełnie magicznymi.
Z jednej strony doprowadzają nas do gwałtownej utraty owłosienia,
 
a potem robią minę w stylu jestem "miłym, małym i grzecznym chłopcem",
 
od której nasze poczucie szczęścia szybuje wariacko w górę.
 
W ogóle dzieci są mistrzami jeśli chodzi o cieszenie się z jesieni. Niektóre szczególnie potrafią ją celebrować. Na przykład taka Lila. Co prawda teraz jest już dorosłą kobietą, chodzącą do szkoły,(klasa pierwsza -wiadomo-rządzimy na podwórku.),ale jeszcze rok temu każdy dzień rozpoczynała w stosownym nakryciu głowy. Teraz powaga sytuacji nie pozwala, ale  po"pracy" już knuje "halołiny",zbiera kasztanki na ludziki i liście na wieczne zapomnienie wśród kartek książki.
 
 



No i wreszcie możemy bez pardonu ustawić dynie, zawiesić nowe/stare ozdoby z poczuciem ,że czasem fajnie będzie posiedzieć w domu gdy za oknem zrobi się szaro.



Póki co to tyle. Oczywiście pomysłów na jesień jest jeszcze wiele, w tym oglądanie
zaprzyjaźnionych blogów.
Dawno mnie tu nie było. Teraz trochę nadrabiam, czytam co tam u Was słychać i nadziwić się nie mogę, że tyle nowości, dzieci nowe się pojawiły, znajome  maluchy porosły. Cieszę się,   że większość moich blogowych koleżanek wciąż się twórczo udziela, inne  liczę ,że się reaktywują, choć wiem, że nie jest to łatwe.
buziaki
Madzika