piątek, 22 lutego 2013

Maliny pod pierzynką i dżinsówka

Hej ,
Mam nadzieję ,że macie udane przedpołudnie.W każdym razie ja czuję się okropnie ,więc tylko
na szybko przekazuję przepis i pokazuję ostatnią torbę.

Ten przepis pochodzi z książki Nigelli Lawson "Nigella ekspresowo".
W wersji oryginalnej były jeżyny,które zastąpiłam malinami :)

Składniki  na 4-6 porcji

125 g masła                                              1 łyżeczka mielonego cynamonu
60 g płatków owsianych                            75 g brązowego cukru
40 g płatków migdałowych                          500 g malin
30 g pestek słonecznika                             2 łyżeczki skrobi kukurydzianej
70 g mąki                                                 50 g cukru waniliowego

1. Rozgrzej piekarnik do 200 stopni.Podgrzej masło w rondelku

2. Zmieszaj w misce płatki owsiane,migdałowe,pestki słonecznika,mąkę,cynamon,cukier.

3.Przełóż maliny do naczynia żaroodpornego.Posyp owoce skrobią kukurydzianą oraz cukrem i wymieszaj.

4. Wymieszaj stopione masło z kruszynką - czyli owsianą posypką - i nałóż łyżką na maliny tak żeby gdzieniegdzie było widać owoce.

4. wstaw na 25 minut do piekarnika.



A teraz dżinsówka dla Magdy-żony mojego brata.




Haft wykonała moja bratowa,także jest to w pewnym sensie praca zbiorowa :)



       

miłego dnia girls :)

Madzika

wtorek, 19 lutego 2013

sześć sprawdzonych sposobów na przyjemną zimę.....

Hej,hej :)
Wciąż mamy zimę zatem zróbmy coś żeby było milej np.

1.pyszne śniadanko w naszym przypadku to były maliny zapiekane pod pierzynką z płatków owsianych,migdałów,pestek dyni i brązowego cukru...

plus gorący kubek mleka.







2.wyżyjmy się twórczo,w końcu wieczory zimowe są do tego stworzone.
( nawet jeśli nasi mężowie mają inne zdanie :P )

oto mój zestaw na ostatni miesiąc zimy -poduszeczka z wieżą Eiffla ,wzór z ostatniego "Cross stitchera".



3. Sprawmy sobie lub komuś piękny prezent.ewentualnie przyjmijmy prezent od kogoś :)
Ten dzbanek dostałam od mojej 
ulubionej Mamy :)


4. cieszmy się domowym bałaganem , nieustanie tworzonym przez dzieci.W końcu kiedyś pójdą w świat 
i wtedy dopiero będzie nudno.

5.obejrzyjmy dobry film.Ten szczególnie polecam ,bo idealnie odzwierciedla 
styl bycia i poczucie humoru mojego środowiska :0)


6. pomalujmy usta i idzmy po buraki.Kto wie czy za rogiem nie stoi 
Brad Pitt :0)


buziaki
M.

piątek, 15 lutego 2013

to co lubię w sobie najbardziej.

"Kobieca podzielność uwagi to mit"-pomyślałam patrząc na  jajko wybuchające w doszczętnie spalonym
rondelku. Ułamek sekundy dzielił mnie od katastrofy, bo co by było gdybym zdążyła się nad nim nachylić,a tak całość rozbryzgnęła się po kuchni i spoko.Mąż znowu  nie będzie mógł wyjść "z podziwu jak ja to robię ".A ja jak zwykle ziewając, mu odpowiem "Tak kochanie,to jest właśnie ten talent, który cenię w sobie najbardziej".Tu mijam się trochę z prawdą bo w końcu tyle mam zalet ,że doprawdy ciężko wybrać jedną ulubioną :)
W kuchni jestem nałogową neofitką i z podnieceniem myślę o  ragout z kaczki, które zaplanowałam na weekend,co wyjdzie zobaczymy.Obiecuję sobie,że w trakcie gotowania nie będę rozmawiać przez telefon,sprawdzać Mani angielskiego,bawić się z Lilą i przeglądać Podręcznika Paryskiego Szyku autorstwa Ines de la Fressange.
                                        Albo szyk i rzyg ..........albo pyszne jedzenie. Niestety.

       A propos szyku,pozwolę sobie jeszcze powrócić do Zakopanego.
Te dziewczyny, które czytały poprzedni wpis,wiedzą ,że kontuzjowana topiłam tam smutki w radościach shopoholiczki.Moja starsza córka Mania jest idealnym kompanem do tego typu szaleństw.Pewnego dnia oświadczyła,że potrzebuje maski weneckiej na zabawę ostatkową.Szczerze mówiąc straciłam nadzieję na jej zakup bo we wszystkich sklepach z gadżetami odsyłano nas z kwitkiem.Nagle pojawiło się światełko w tunelu.
Kiedy zeszłyśmy Krupówkami już prawie na sam dół , Mania krzyknęła "Tu będzie moja maska!!" i za nim zdążyłam odczytać napis nad witryną, córka wciągnęła mnie do środka.
Wnętrze sklepu przypominało nawiedzony dom.Ciemne i wąskie .W głębi świeciło się jaskrawe światło do którego Mania- niczym  zahipnotyzowana ćma leciała ,a za nią ja, zdyszana w grubej czapce uszatce,parce podbitej futerkiem i ciężkich butach śniegowcach The north face-jednym słowem Maggie z przystanku Alaska :)
Po drodze łapałam wzrokiem chaotyczne obrazy,które migały mi jak na  przewijanym na podglądzie filmie -winylowe płyty,tytoń,fajki wodne,stary wiatrak ,sztuczne penisy..
                                                    ZARAZ wróć.
Właśnie miałam zapytać młodego sprzedawcę o maskę  gdy moje spojrzenie  padło na prezentującą się w tle gamę męskich narządów we wszystkich kolorach tęczy.Kątem oka dostrzegłam otwartą buzię Mani i żeby nie przedłużać tego momentu oświecenia spytałam o cel naszej wizyty.Szczęśliwie został on osiągnięty.


Drugie zdarzenie o którym słów kilka zamierzam napisać dowodzi tego jak bardzo my kobiety lubimy manipulować płcią brzydką.Moje wędrówki miałam zakończyć się w niewielkim  sklepiku ze znaną marką odzieży jeansowej.Jeans jak jeans nawet jeśli markowy ,postanowiłam skupić się na dodatkach.
Moje oczy niczym radar dostrzegły maleńką skórkową,czerwoną torebeczkę o ciekawym fasonie.Właśnie dokonywałam wizualizacji w głowie ,prowadząc wewnętrzny monolog w stylu "tak bardzo Cię nie chcę..ale jesteś śliczna...po cholereś mi kolejna bedziesz....pasujesz do nowej marynarki" gdy usłyszałam głos sprzedawcy.
"Czym mogę pomóc? "-Omiotłam wzrokiem faceta.Miał jakieś 2 metry wzrostu,ponad setkę na wadze,milusi z dwudniowym zarostem o uroku pączka przechwałka.
"O żebyś wiedział ,że możesz"-pomyślałam  i z miną sarny zagubionej we mgle poprosiłam grzecznie o prezentację możliwości noszenia torebki.Jednocześnie wymownym gestem skinęłam na moje obie ręce zajęte torbami pełnymi łupów.
Nie muszę Wam mówić jak wygląda duży facet zakładający sobie przez ramię małą ,czerwoną torebeczkę,zachęcany radosnymi ochami blondynki.
Gdyby tylko biedak umiał czytać w myślach,wiedziałby ,że stoi przed znudzoną lisicą ,szukającą szczypty rozrywki,czego życzę Wam w dużych ilościach w ten weekend :)
M.

poniedziałek, 11 lutego 2013

"curve me sexy" czyli słów parę o domowym feminizmie/egoizmie :0)

"To ja ,Twoja matka..."-to były pierwsze słowa ,które usłyszałam w słuchawce, leżąc w totalnym dole psychicznym i rozpatrując nudne wizje pobytu w Zakopanym, który dopiero się zaczął i miał obfitować w szalone skoki adrenaliny na stokach narciarskich.Na głowie miałam dopiero co zakupioną czapkę rossignol oraz  gogle ,w których pozostało mi jedynie wchodzenie pod prysznic.-"mam nadzieję,że nie będziesz frajerką i nie dasz się wkręcić w pilnowanie dzieci do końca urlopu"-kto jak kto ,ale moja osobista i ulubiona mama zawsze wiedziała jak mnie lekko podkurzyć jednocześnie stawiając do pionu. Odświeżona  kontuzja kolana pozwalała zapomnieć o dalszym szusowaniu.-"Musisz sobie COŚ wymyślić."-Tylko co można wymyślić mając skręconą nogę w kolanie ?Na szczęście tym razem obyło się bez gipsu,a lekarz z zakopiańskiego szpitala pomacawszy obie z moich dolnych kończyn uznał ,że  nie rokują  i dopóki moje mięśnie w twardości nie będą przypominać betonu to w ogóle mogę sobie darować jazdę.


Wysłuchawszy wszystkich porad mojej eM ,która mówiąc między nami mogłaby zmotywować do dalszej walki zamroczonego boksera zdychającego na ringu ( i tu zdecydowanie jej talenty urodzonego coacha się marnują ),postanowiłam przedsiębrać plany na kolejne dni.
Następnego dnia rano zignorowałam propozycję mojej rodziny by mimo wszystko jechać z nimi do Witowa, stać pod wyciągiem  i obfacać .
Zamiast tego knułam pogwizdując i nucąc pod nosem słowa mojej eM  niczym  pieśń rewolucyjną  "nie bądz frajerką ,nie bądz frajerką "dodawały mi wiary ,że może nie wszystko stracone .
W głowie dokonałam szybkiego rachunku, ile pieniędzy wydałabym dziennie na zjazdy powiedzmy 10,no 15 razy,zawsze należy brać ten lepszy wariant pod uwagę,pomnożyłam go przez dwa..za straty moralne dodałam skromną stówkę plus i mają w głowie jakąś kwotę poniżej której godność nie pozwala kobiecie zejść, postanowiłam codziennie maszerować na zakupy oczywiście wspierając się kijami narciarskimi ,jednym słowem robić sobie w ramach zadośćuczynienia różne materialne przyjemności.Szczęśliwie  kontuzja ograniczała mnie głównie w zakresie zjazdów i chodzenia po schodach .Sugestię żeby nie przeciążać nogi postanowiłam puścić chwilowo mimo uszu.

Pierwsze kroki skierowałam do  księgarni ,która przed południem zdawała się świecić pustkami .Z zaplecza wyszedł mój rówieśnik.
"Co się pani stało w nogę ?"-przez chwilę miałam ochotę powiedzieć ,że mam protezę,ostatecznie jednak ugryzłam się w język w końcu nawet ja mam jakieś hamulce..Zamiast tego usłyszałam mój piskliwy głos-"Miałam wypadek na nartach.".W grymasie sprzedawcy wyczułam ślady empatii,a może było to coś zupełnie innego np.atak gazów.W każdym razie postanowiłam zagaić"Czytał pan to ?"-wskazałam palcem na biografię autorki Muminków.Facet spojrzał jak na potłuczoną ,słusznie zresztą.-"Pani,kto to by czytał,nudy jakieś i ta cena ponad 5 dych.A to pani widziała ?"-tym razem on wskazał martwy obiekt drwin,ostatnia zapisana rozmowa z Łapickim-"dwudziestu złotych bym za to nie dał."-Ponieważ nasza rozmowa stawała się   dość osobliwa  aż zrobiło mi się na moment gorąco, postanowiłam zatopić myśli w albumie z reprodukcjami Alfonsa Muchy.-O widzę,że pani lubi,a wie pani co ja tu od takiej jednej miałem.Zaczęła na mnie krzyczeć ,że w ilustracjach za dużo pomarańczu...a co to moja wina???ja ten album kolorowałem czy co??!!!!-w tym momencie na zapleczu zadzwonił telefon,sprzedawca czytając w moich myślach rzucił ,- niech pani poczeka-a ja stałam jak wryta przeglądając dla odmiany " Czarną Kurę Baśnie rosyjskie  "z pięknymi ilustracjami Giennadija Spirina.
"Widzę,że pani lubi obrazki,mam coś dla pani"-sprzedawca pojawił się, zniknął  i znowu się pojawił niczym iluzjonista zza grubej kotary.-"proszę to szybko schować do torebki"-rozejrzał się nerwowo na boki.W księgarni poza naszą dwójką nikogo nie było.-W tym momencie pomyślałam ,że może nie jest li tylko zdziwaczałym księgarzem.....Moja ręka niczym sterowana ,chowała do torby złożony do formatu A6 kredowy arkusz papieru.-"to plakat do tej książki"-wyjaśnił -"dajemy go nielicznym...".Oszołomiona postanowiłam nie drążyć tematu tego wyróżnienia,szybko zapłaciłam za album z baśniami Gogola i Puszkina i wyszłam .
Z mętlikiem w głowie udałam się do drogerii ,gdzie zakupiłam kolejno tusz do rzęs o wymownej nazwie "curve me sexy",karminową szminkę "pleasure me red" oraz róż do policzków "blush me up".
Umalowana niczym rosyjska matrioszka pokuśtykałam dzielnie do domu.
Ciąg dalszy być może nastąpi.