Po przeczytaniu komentarzy pod ostatnim postem dotarło do mnie jak szerokie może być spektrum postrzegania tego co jest w estetyce zwane ładem.
I choć wiele z Was skądinąd bardzo sympatycznie dało wyraz swojej akceptacji mojej wizji harmonii we wnętrzu,to jednak żartobliwie napomykałyście o przeładowaniu,nadmiarze rzeczy zbędnych czy wręcz zagraceniu. J
I tu własnie nadszedł moment by dać upust swoim myślom o rzeczy, co z przyjemnością czynię,wiedząc ,że po drugiej stronie wirtualnego kabla (jak to miło brzmi)siedzą ludzie z poczuciem humoru i wyrozumiali zarazem.
Oczywiście mówię to cały czas z uśmiechem ,żeby nie było ,że nadęłam się jak żaba po letnim ucztowaniu.
Bo co to znaczy nadmiar rzeczy, albo zagracenie..Zapewne dla każdego znaczy coś innego.Być może ktoś uzna,że estetycznie i gustownie byłoby ograniczyć się w komponowaniu przedmiotów we wnętrzu do jednej gamy kolorystycznej ( a może nawet jednego koloru- i byłby to np. biały).To rozsądne i bezpieczne myślenie,ale czy w życiu chodzi nam tylko o to ? (mi w każdym razie raczej nie, w końcu życie i tak funduje nam tyle sztampy i rutyny,po co przenosić to jeszcze na nasze osobiste otoczenie)
A gdzie tu humor ,gdzie wytrych i pieprzyk ;) ?(np.kabaretki fantazyjnie uwieszone u karnisza w charakterze girlandy w sypialni,czy zawsze musi być tak skromnie ????)
Dalej brnąc w swych rozważaniach rozpracowywałam pojęcie
„zagracenia”,które kojarzy mi się z dużo ilością zbędnych mebli”,a w waszych komentarzach dotyczyło chyba jednak bardziej moich utensyliów kuchennych.
Cóż, rozejrzawszy się po kuchni,po raz kolejny doszłam do krzepiącego wniosku ,że nie posiadam tu rzeczy zbędnych ,oczywiście w moim mniemaniu tylko (być może komuś wydadzą się zbędne czerwone lakierki mojego dziecka dyndające na kołku,dla mnie to ożywczy kontrapunkt,dla całej gamy pastelowych przydasiów).
.Bo to wnętrze w końcu moje,,szyte na miarę ,a nie jakaś kuchnia dajmy na to z I…A.
Dlatego rzeczy, które zgromadziłam ,mają mnie uszczęśliwiać i
Tworzyć klimat jedyny w swoim rodzaju.
Snując wątek dalej poczułam gdzieś w głowie niepokojące wątpliwości ,czy aby odsłaniając się prywatnie,bo w końcu tym jest pokazanie swojego domu, nie przekraczam pewnej granicy ,za którą nie ma już powrotu..
Same przyznałyście,że zdjęcia oglądałyście w powiększeniu,więc można tam było sporo zobaczyć.
Kończąc już ten przydługi zapis myśli,wspomnę jeszcze o pewnym wypadzie z przed kilku lat.
Wybieraliśmy się do rezerwatu w Wisconsin,ogromne rozlewisko a na niej wysepka,na którą trzeba było płynąć o czółnem.
Ja- dziewczyna z Polski,ktorej wewnętrzne poczucie akuratności nakazywało ograniczenie bagażu do minimum ,przeżyłam szok płynąc w canoe z moimi amerykańskimi przyjaciółmi i ich ekwipunkiem.Było tam wszystko ,ponieważ oni jadąc na wakacje brali rzeczy które miały ich zrelaksować ,więc dlaczego mieliby zapomnieć klatki z kanarkiem i mini zestawu do robienia świec.
Było im z tym dobrze.
I tego nam wszystkim życzę.

p.s.a tu kawałek naszej drugiej kuchni, w domu na wsi :)