Oczywiście nie zawsze i nie wszędzie.
Tylko w pewnych dość określonych warunkach czasoprzestrzeni.
Przykład 1 :Niedziela ,2 tygodnie wstecz ,wskakuję w polar i legginsy pamiętające burzenie muru Berlińskiego,niesiona na falach konfiturowego entuzjazmu lecę na swoje stanowisko przy krzakach porzeczek.
Konfitury to w ogóle jakiś przełom .Przestałam przypalać.To znaczy prawie.Miałam tego nie pisać,bo w końcu blog jest takim idealnym środowiskiem na stworzenie sobie perfekcyjnego wizerunku,ale jednak trudno jest mi koloryzować w sprawach tak łatwych do weryfikacji,bo w końcu czasem też to czytają ludzie którzy mnie znają :D
No więc dobrze ,spaliłam 3 kilo wiśni,niech Wam będzie.Nie przez zapominalstwo tylko z gwałtownego odczucia braku pierwiastka kobiecego w odpowiednim wieku.( smarkate poniżej 12 lat się nie liczą.)
Dziwicie się ??Cha, widocznie nie spędzacie połowy dnia z samcami dla których wał korbowy jest siódmym stopniem do osiągnięcia ekstazy :)
No więc dobrze,zadzwoniłam do eM by zamienić dwa słowa i w tym czasie 3 kilo poszło precz.To było piąte,ostatnie smażenie tej partii i to mnie na maksa wkurzyło.
Postanowiłam być bardziej "stateczna" lub mniej niefrasobliwa.Postanowiłam być kimś pomiędzy Nigellą i tą drugą co lata w białych rękawiczkach i wyszukuje kurz w kurzej de..Oczywiście tylko na chwilę bo tak naprawdę nie cierpię takich upierdliwych ludzi ,zwłaszcza ,ze doprowadzają innych do rozpaczy a same zapewne mają notorycznie rozstrój żołądka i hemoroidy.
No więc postanowiłam,że zamilknę na czas smażenia i będę czytać.Bo łatwiej jest czytać mieszając w garze niż np. haftować ,bądź co bądź nie znam nikogo kto by potrafił wyszywać trzymając igłę w z zębach a płótno dzierząć w jednej dłoni..w drugiej wiadomo -łyżka.
Mogę teraz otwarcie przyznać ,że gdyby nie konfitury to ilość przeczytanych przeze mnie lektur w pierwszym półroczu teg roku byłaby żałośnie mała ,książek kucharskich ani prozy z gatunku dla kucharek nie liczę.
A tak coś tam wartościowego się przeczytało, poza prawem budowlanym i warunkami technicznymi...
A teraz wyznanie od kilku dni się pakuję,oczywiście tylko wirtualnie i na papierze,ale jednak.
Takeśmy się wczoraj z Ewką mailowo dopingowały do tego "miłego inaczej zajęcia".Może uda się to przeżyć bez ran kłutych i małych zbrodni małżeńskich..a na razie tylko .
Trudno jest myśleć o fajkach do nurkowania gdy ma się w głowie skrzynkę Papierówek do przerobienia.Może to trzeba leczyć już.
o kobieto! Twa szczerość jest niesamowita :) co do wiśni też byłabym zła! i to bardzo, bo smażenie takowych to w gruncie rzeczy żmudna sprawa a jeszcze to drylowanie... skrzynkę papierówek to i ja poproszę :) buziaki i ściski :)
OdpowiedzUsuńno to rozumiesz moje wkurzenie...
Usuńbuziaki
Madzika jestes rewela::)))Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńtakie komenty to ja bardzo lubię :0)
UsuńO mały włos i ja przypaliłabym gar powideł śliwkowych, gdy mnie sąsiadka dopadła "u płota" (a właściwie dosłownie - u płota) stałyśmy tak jak Kargul z Pawlakiem i ona nawijała, a ja nie śmiałam jej przerwać (ma 84 lata), a w duchu skręcałam się ze strachu o te powidła... Na szczęście zdążyłam. Biednaś Ty, bo wisienki w konfiturze są bardzo pysznościowe ;-) Ale odbijesz sobie na papierówkach ;-)
OdpowiedzUsuńO foteczki sielskie błagam!
Ściskam czule ;-)
kochana ,fajnie mieć taką sąsiadkę :0)a co do wisienek to przełknęłam stratę i wysłałam mojego eM po kolejne 3 kilo.:D
UsuńJak cudownie, że dostarczyłaś mi kolejnego argumentu, by nie być taką, jak ta w białych rękawiczkach... ;) Wolność!!!
OdpowiedzUsuńJoasiu,ja mogę książkę ci o tym napisać ,cha,cha...
UsuńW przypalaniu najgorsze jest mycie gara po. Mordęga! Ale przypalaj Madziku, przypalaj a co tam! To przynajmniej dowód na to, że masz się z kim zagadać do zapomnienia. Co lepsze? Słoik wiśni, czy przyjaciółka od serca (od planowania i paplania itp)? I wara od Ciebie tym w białych rękawiczkach. Ten rodzaj "perfekcjonizmu" mnie odstręcza. W sterylnym domu nie ma miejsca na fantazję. Buziaki !
OdpowiedzUsuńMirko,poległam i wyrzuciłam gar z zawartością :)
OdpowiedzUsuńCo do reszty to oczywiście -święte słowa :)
podziwia zacięcie do tych konfitur :)
OdpowiedzUsuńspoko;]
OdpowiedzUsuńJa w zeszłym roku poszłam spać nastawiwszy 10 l soku z porzeczki do gotowania w metalowym garze, który okazał się nieszczelny;] I soczek kap kap sobie spływał po żółtej ścianie a ja ucinałam drzemkę;] A od przypalania jestem mistrzem. Bigos zawsze, wszak przypalony najlepszy. Szkoda że potem tylko garnek z podwójnym dnem trzeba szorować płynem do usuwania spalenizny!
P.S. na co przerabiasz papierówki? mam sporo swoich i zastanawiam sie co z nimi dalej!
Kiedyś tak przypaliłam bigos,że chyba tylko rodzinna atmofera Świąt uratowała sytuację :)
UsuńA z papierówek zrobiłam marmoladę do ciasta w 3 wersjach : z cynamonem,z wanilią i z= wersja nr 3- z malinami i agrestem.
Jakbyś była zainteresowana to podam szczegóły.
Przyłączam się do klubu notorycznych przypalaczy.. ostatnie osiągnięcie przypalenie (spalenie!) sosu z czerwonych kozaków.. były piękne, pachniały bosko.. do czasu.. a odeszłam tylko na chwilę.. :P w przeciwieństwie do bigosu, przypalony sos grzybowy, to nie najlepszy pomysł..
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Jezu, Madzika. Natychmiast przestań przerabiać, przesmażać, przypalać!!! Weź się kobieto połóż i pachnij:) I TAK, to trzeba leczyć już:))))
OdpowiedzUsuńO fuck.... nie pachnij nie kładź się... działaj!!! Przypalaj i przerabiaj... wtedy wiesz że żyjesz!! Ja to już wiem. Leżałam i pachniałam i... gów....no z tego... teraz działam i jest CUDNIE!!! :)
OdpowiedzUsuńKochana Madziko.
OdpowiedzUsuńPo pierwsze UWIELBIAM CIE!!!!!!!
Ilekroc tu zajrze...poczytam...widze siebie...Ale Ty jestes o niebo lepsza, ja przypalilam tylko raz konfitury. Drugiego razu juz nie bylo bo nie bylo powtornego smazenia:-))))
Zdarza mi sie haftowac gotujac obiad i nie chcesz wiedziec jak to robie;-))))
Buziaki sle!!!! Ty,,,,Nigello jedna!:-))))
hahaha, uwielbiam Cię czytać:)
OdpowiedzUsuńja umiem robić tylko soki z malin ,a i tak w tym roku wyszło mi po pół słoiczka , nie wiem gdzie reszta aaaa!!!
Pozdrawiam i zapraszam do mnie na CANDY!!!!!!!!!!
Ubawiłam się czytając twój post! Jesteś niesamowita i szczera do bólu! Lubię takich ludzi :) Ja jeszcze konfitur nie przypaliłam ale za to spaliłam garnek w którym wstawiłam wodę na makaron - tak się zaczytałam na blogach, że z tego transu wyrwał mnie dopiero swąd przypalonego garnka :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie :)