czwartek, 31 marca 2011

About Marianna -1 kwietnia 2001





Z pośród wielu cech które definiują Mariannę najbardziej wyrazistą jest jej
łagodność.
Zaraz potem jest wrażliwość,delikatność ,a także empatia.
Marianna marzy,maluje,miewa myśli mądre.....................
W oczach Marianny jest czekoladowa słodycz.
Gdybym miała wymienić najwspanialszy moment w moim życiu byłaby to chwila gdy przyszła na świat.W przypływie radości całowałam położną i lekarza , nie byli zaskoczeni ;)
Dzisiaj o 10.20 mija 10 rocznica Jej urodzin.

Kochanie,jesteś najsłodszą istotą jaką znam,najlepszą cząstką swoich rodziców.

Wiwat Marianna !

wtorek, 29 marca 2011

Ten tort nie jest do jedzenia-czyli moje wprawki








....choć niektórzy tak myślą. :)
To pudełeczko powstało z myślą o mojej kochanej Mamie i z założenia miało przypominać tort.
Jest to moja lużna interpretacja pudełeczek Małgosi -dziewczyny tak zdolnej,że śmiało mogłaby rozdawać talenta bez większej straty dla Niej samej.Małgosiu zainspirowałaś mnie i zainteresowałaś haftem brazylijskim,a ponieważ jest to moja pierwsza praca z użyciem tej techniki ,proszę spuść zasłonę milczenia na moje niemrawe wprawki.

Do zrobienia pudełeczka użyłam rzeczy, które my wszystkie mamy gdzieś tam w domu,zakociubione na czarną godzinę- przydasie.
A więc są to :
stara puszka średniej urody po duńskich ciastkach,
resztki tkanin,bawełna,płócienko i filc,
koronki,taśma dekoracyjna ,satynowe wstążeczki,
koraliki,perełki w różnych rozmiarach,
bawełniane nici perłowe ( do haftu brazylijskiego ),mulina -do haftu krzyżykowego.
zwykłe nici białe,
klej do oklejenia puszki tkaniną-ja użyłam kleju uniwersalnego firmy Reiher,który używam też do decoupagu.

Haft brazylijski naniosłam na serwetkę z nadrukowanym wzorem (mam kilka takich na stanie i zupełnie nie wiem skąd ).
Haft krzyżykowy powstał na aidzie 18.
Największy problem poza jako takim opanowaniem bulionówki(-jeden ze ściegów,używanych w hafcie brazylijskim )miałam z oklejeniem puszki.Wyszło powiedzmy jako tako.
Dla mnie zadowalająco-zwłaszcza,że jest to moja pierwsza tego typu praca.



Buziaki kochane dziewczyny,czyż nie jesteśmy wielkimi szczęściarami ??
Świat jest taki piękny !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

piątek, 25 marca 2011

Zawiodła mnie

......kobieca intuicja,jeśli w ogóle była w moim posiadaniu.
Albo ,co bardziej prawdopodobne,dałam się nabrać na pomruk mojego Misia,który głosem czułego barbarzyńcy zapytał o stan mojego ulubionego zęba.
Muszę Wam wyznać w wielkim sekrecie( a rzecz jest naprawdę intymna) ,że odkąd pamiętam nigdy nie miałam problemów z uzębieniem.
Zabawa zaczęła się dopiero pod koniec drugiej ciąży.Nie wchodząc w szczegóły "mój przyczajony wróg" postanowił się zepsuć na 1 dzień przed Sylwestrem,wprowadzając mnie w stan totalnej rozsypki. Z każdą wizytą u specjalisty ,dowiadywałam się co raz to ciekawszych rzeczy o nim(czyt.zębie,nie specjaliście).
W końcu po wielogodzinnym leczeniu,za które pewnie mogłabym spędzić miły weekend w tropikach w towarzystwie muskularnych, wachlujących mnie liśćmi palmy czarnoskórych panów (zapominając o bólu),obraziłam się na mojego nieatrakcyjnego dentystę i na ząb też.
Jest taka absurdalna metoda w działaniu,że jak się coś/kogoś ignoruje to może to/on/ona/ zniknie.
Niestety nie sprawdziło się i tym razem.
Za to mój mąż postanowił się sprawdzić i jako ten dobry miś zaproponował wizytę w znajomej przychodni ,niedaleko jego pracowni.
Cóż, mimo całego mojego wyzwolenia,lubię czasem być traktowana jak małe dziecko,którym "któś "się zaopiekuję i zawiezie do wyznaczonego celu.
I tym sposobem zeszłe sobotnie przedpołudnie spędziłam zakleszczona na fotelu dentystycznym.
Nie mogę narzekać na obsługę, bo zespół-pani doktor plus miła pani asystentka -bardzo udany.
Mogłyby jeżdzić z recitalem po Polsce,bo popisy aktorskie dawały najwyższych lotów.Ubawiłabym się setnie gdyby dane mi było coś więcej niż:eche-na tak i ee-na nie.
Nic więcej i jak tu odpowiadać na milion pytań zadawanych przez uroczą panią doktor,która poza całym sklepem dentystycznym ,znalazła w moim zębie również ułamany kawałek metalu po poprzednim specjaliście (Poczekaj dziadu ja się z Tobą rozprawię !!!!).
Powiem tak ,wszyscy się dobrze bawili- obie Panie opowiadające zabawne dykteryjki,pani w recepcji oznajmująca swoje zadowolenie z towarzystwa mojego eM perlistym śmiechem...nawet moje dziecko,spędzające najlepsze chwile swojego życia w pakamerce pani doktor....(podobno dużo fajnych rzeczy miała w torbiszonie).
Wszyscy poza mną i moim zębem,którego losy wciąż są nieprzesądzone....ale co tam ces't la vie.


Na osłodę powiem Wam ,że dobrzy ludzie są na świecie,o czym dane mi było się przekonać nie raz,ale tym razem w sposób szczególny.
Jest taka osoba w naszym e-świecie,która jest mi bardzo bliska.
No i wczoraj ku zupełnemu zaskoczeniu ,dostałam od niej super energetyczną -różową przesyłkę ,pełną najlepszych intencji.
Madziu ,uwielbiam Ciebie,za to czytanie w moich myślach.Wielki buziak dla Ciebie,Ty moja Krakowianko !



środa, 23 marca 2011

o mnie

Ponownie zaproszono mnie do zabawy w zwierzenia.A ja jako typowa Lwica-egocentryczka nie mogę się powstrzymać ,żeby o sobie znowu nie opowiadać.Jednak na przekór panującej na blogach modzie by "mówiąc o sobie nie powiedzieć tak na prawdę nic",ja z uporem maniaka przytoczę kilka faktów,które całkowicie zaprzepaszczą mój pozytywny wizerunek w waszych oczach. (jeśli jest wśród Was osoba tak wielkoduszna ;0)

Po pierwsze jestem szczęśliwą właścicielką mieszkania w klimatycznej dzielnicy warszawskiej,nazywanej dzielnicą artystów i ambasad,lub" miastem w mieście".Mieszkanie to tylko i aż 55 mkw.ale biorac po uwagę panujące tu ceny za metr(które można porównać do cen w Paryżu)myślę ,że jest to bardziej "aż".
Nie zamieniłabym tego mojego "domku kochanego" na prawdziwy domek pod Warszawą,ani większe mieszkanie w innej dzielnicy.(bez urazy kochane)
Cóż i tu wychodzi ze mnie patriotyzm lokalny,lub jak kto woli snobizm w najczystszej postaci.
W cichości ducha marzy mi się większe lokum,ale to pieśń przyszłości jako ,że nie mam zamiaru się stąd wyprowadzać ,a ceny są naprawdę zaporowe.Przy czym nie jestem zwolenniczką kredytów,choć kto wie,pożyjemy zobaczymy.............

Jestem typową panienką z dobrego domu :),wychowywaną raczej na księżniczkę niż "house wife".Co zaowocowało ukończeniem najlepszych szkół i kompletnym zagubieniem w kuchni.
Przyznam się uczciwie i nie bez wstydu,że gotowania ziemniaków uczyłam się przez telefon od aktualnego ( i jak na razie jedynego :) )męża.

Wychowywano mnie w poczuciu wiary we własne możliwości,oraz miłości za co jestem dozgonnie wdzięczna.

Uważam,że o swoim życiu można myśleć w dwójnasób,każde zdarzenie ma coś z komedii i tragedii.Tylko od Nas zależy jak to będziemy odbierać.Polecam film Woodego Allena "Melinda i Melinda",który idealnie obrazuje to co mam na myśli.

W życiu zdarzało mi się robić rzeczy kompletnie szalone,wskakiwać do pędzącego pociągu,jezdzić motorem bez kasku po amerykańskich autostradach,tańczyć na barze w irlandzkim pubie,ugryżć kolegę z ławki w ucho( i nie było to miłosne ukąszenie).

Chociaż kocham swoich przyjaciół,zapadam czasem na "samotność" i wtedy wiadomo,chcę by sama....

Uważam ,że my kobiety nie okazujemy sobie solidarności,co jest niestety bardzo przykre,zwłaszcza w relacjach zawodowych,ale nawet w głupiej kolejce do apteki.

Jestem szczera wobec siebie i innych także.Lubię ludzi z krwi i kości.Męczy mnie przebywanie wśród postaci nijakich lub fałszywie-ulizanych.

Chociaż marzy mi się spotkanie z pewnymi e -koleżankami to pewnie nigdy do niego nie dojdzie,bo jestem trochę tchórzem i boję się konfrontacji moich wyobrażeń z rzeczywistością.

I to chyba na tyle.
kiss kiss

poniedziałek, 21 marca 2011

ptaszki,serca i cukierki

Krótki spacer po ulicy Francuskiej zaowocował drobnymi zakupami w moim ulubionym "Portobello'.Zamaskowana w szarym beretku i czarnych okularach przedreptałam przez moje miasto w mieście .Przedpołudnie bez kawy i rogalika ,ale za to z kilkoma drobiazgami .
Wiem,mogłam uszyć sama,ale czasem miło jest "znależć".

O takiej girlandzie myślałam od sierpnia.Brakowało mi czasu na zorganizowanie tkanin o określonej kolorystyce.I nagle proszę ,znalazłam coś co dokładnie mieściło się w mojej wizji.










Pod sufitem zawisły porcelanowo-ażurowe serca -moje ulubione.



Ptaszki to takie zwiastuny nadchodzącej wiosny.Ten zamieszkał u Maniusi :)

I na koniec jeszcze radość od Moni z bloga Ulotne Chwile-urocze szydełkowe serduszka i różany szyld- słodycz w czystej postaci.... i zobowiązanie w jednym.Monisiu bardzo dziękuję,ta tabliczka jest wyrazem i miłą pamiątką Twojej pracy i talentu,cząstką Ciebie w moim domu :)


Przepraszam ,że dziś tak mało zabawnie, ale bez kawy to wychodzi ze mnie mr Hyde .
kiss kiss bang bang bang

sobota, 19 marca 2011

tych parę słów i losowanie



Szarą sobotę kończę jubileuszowym wpisem i zgodnie z obietnicą wylosuję jedną osobę, która
otrzyma ode mnie kieszonkę.
Ale na początek będzie wspomnienie i małe podsumowanie też.
Każdy historia ma jakiś początek , coś co rozpala iskrę, po której ognisko zapala się na dobre,lub stoponiowo gaśnie.
Iskrą która rozpaliła mojego bloga, było pewne spotkanie,z przyjaciółmi.
Znacie takie urocze weekendowo-przedpołudniowe spotkanka,które mimo lekkiego niezobowiązującego kalibru potrafią tak cudownie naładować nas na resztę tygodnia.
Nic tak nie krzepi jak przyjaciele ,pyszne jedzonko i tak zwany luz w kolanach .
No więc odbyło się rzeczone drugie śniadanko na którym panowie jak zwykle bawili się gadżecikami (nowe telefony,komputery itp. itd), a my przerzucając się nowinkami, nazwijmy to towarzyskimi,historiami z serii"kupa mojego dziecka" oraz sprawami tekstylno-obuwniczymi zajadałyśmy się pyszną sałatką z owoców tropikalnych( od razu mówię nie ja robiłam,więc nie pytajcie o przepis :).
Nie wiem od czego się zaczęło,ale rozmowa zeszła nam na "uzależnienia" i wtedy E powiedziała głosem przyczajonego tygrysa " A ja jestem uzależniona od czytania blogów kulinarnych".
Powiem uczciwie -zamurowało mnie.
Świat blogów był mi totalnie obcy. Oczywiście znałam zjawisko,ale nie miałam pojęcia o jego skali i sile rażenia.Postanowiłam rzecz zbadać.Przejrzałam kilka blogów podesłanych mi przez E i postanowiłam sama przekonać się jak to jest być bloggerką.Nie miałam przy tym żadnych oczekiwań, sprawa mogła się rozwiać w każdej chwili.
Poszłam na żywca.
Zaczęłam pisać i nagle pojawiły się pierwsze komentarze.Nie potrafię określić jakie towarzyszyły mi wówczas uczucia.Wrażenie było niesamowite ..Reakcje obcych osób,jedni wpadali na moje zaproszenie, inni przypadkiem po sznureczku...Byłam i jestem wdzięczna każdej z Was ,która postanowiła mi towarzyszyć w tej dziwnej przygodzie.
Tym bardziej jeśli robicie to oficjalnie,komentując moje poczynania.To dar Waszego czasu i palcy :D Dziękuję Wam za to kochane.
To co się wydarzyło przez ten rok całkowicie przerosło moje wyobrażenie.
Jesteście mi bardziej bliskie niż niejedna znajoma w realu.
Wasze zdjęcia, domy,wytwory mam w głowie.( a pamięć mam jak słoń).
Myślę o Was ,analizuję Wasze słowa,komentarze,ale także to co piszecie u siebie na blogach...
To dziwna,niepokojąca reakcja mnie na Was .Zdarzyło się raz czy dwa jakieś nieporozumienie,
biorę winę na siebie, bo styl mam specyficzny i nie każdy musi to lubić.Powiem jednak uczciwie,że nigdy,przenigdy nie miałam złych intencji,a piszę szybciej niż mówię :D

Nie wiem jak będzie ewaluował mój blog,w końcu "wszystko płynie"- przynajmniej tak twierdzi Haraklit :)
Może będzie bardziej robótkowo, a może gawędziarsko...Zobaczymy .
A tymczasem zanurzam łapkę w losach i...................

Kochane pragnę ogłosić ,że kieszonka trafi do Madzi z blogu "W tym kącie się zaszyłam ".

Bardzo się cieszę Kochana i gratuluję.
A pozostałym e-koleżankom dziękuję za udział w zabawie i życzę miłej niedzieli.
KISSKISS
madzika

piątek, 18 marca 2011

środa, 16 marca 2011

Popołudniowa herbatka z Sandrą Kuck



http://www.blogger.com/img/blank.gif

Niewiele wiem o Sandrze Kuck.Niewiele więcej niż to co zobaczyłam kilka lat temu przypadkiem natrafiając na jeden z jej obrazów.
Oczywiście mogłabym posiłkować się tu wujkiem googlem i podać szczegóły z jej życiorysu,ale to pozostawiam Wam moje kochane,jeśli tylko będziecie miały na to ochotę.
Tymczasem powiem co sama czuję i myślę przeglądając jej prace.
Sandra Kuck idealnie wpisuje się w nurt słodkiego infantylnego kiczu,który dla mnie (osoby zamierzającej przelatać pół wakacji w różowych balerinach i amarantowych "kujonkach") jest wielce pociągający.Jej świat to piękne,uśmiechnięte dzieci,kobiety o nienagannych rysach zatopione w jakiś uroczych krzątaninach,a wszystko zwiewne i delikatne jak bańka mydlana.
Kolory są tu pastelowe,miękkie pudrowe,wszystko u Sandry jest jak wata cukrowa, słodko-mdlące.
Oczywiście jak każdy lukier, również i jej prace po chwili się nudzą...ale z jakiś przyczyn po pewnym czasie ciągnie mnie znowu do tego lepu, niby to przypadkiem odnajduję jej obrazki i wgapiam się chłonąc tę niewinną słodycz.
A piszę o tym nie bez powodu.Otóż moja kochana rodzina- w osobach bratowa i brat, łaskawie akceptując moje napady złego gustu, postanowiła zrobić mi dobrze, i na 30 urodziny podarować mi zestaw do haftu liczonego z obrakiem "Tea time" Sandry Kuck.
Nie ukrywam - miotałam się ze szczęścia,wiłam w szalonej rozkoszy ,widząc oczami wyobrażni jak cudnej urody haft wisi nad łóżeczkiem mojej pierworodnej córki.
Marzenia jednak bywają ofiarą chłodnej rzeczywistości.
Po pierwsze obrazek o wymiarach 41-30 cm , po drugie zero dziur( czyli cała tkanina do zakrzyżykowania),po trzecie aida 18.
Auć to musi boleć.
A jeśli jeszcze do tego dodam ,że dużo muliny o bardzo zbliżonych odcieniach typu -white,off white ,ivory.
Mój mąż spojrzawszy z miną pewniaka rzucił bezbożne -"whatever babe ,jeden diabeł"-Wiadomo każdy chłop to daltonista !!!Nie odróżni fuksji od amarantu ,a co dopiero odcienie bieli....
W każdym razie minęło nie dwa, nie trzy a po prawdzie to już nie długo będzie cztery lata od tego wiekopomnego incydentu urodzinowego.
No i teraz właśnie w malignie będąc, a nieoficjalnie wypiwszy wczoraj z wieczora dwa kielichy przedniego wina obiecałam sobie solennie haft ukończyć i niech mnie wiejskie psy po łydach pokąsają jak słowa nie dotrzymam do 18 .o8.2011 r.
padam do nóżków

p.s szczęśliwie do wyhaftowania jest mniej niż w oryginale.( bez domków)

poniedziałek, 14 marca 2011

Wygrane candy u Agi







Jakiś czas temu wygrałam u Agi candy z nutami i powiem bez kozery,że absolutnie nie wiem co z tym fantem zrobić, bo.......
Każda ingerencja w ten stary dokument wydaje mi się świętokradztwem,pozostaje mi chyba tylko oglądać,podziwiać zgrabne nutki i cieszyć się jak pies ogrodnika.(Wiem ,że i Aga ma podobne dylematy.)
Do przesyłki Aga dołączyła słodką broszkę-groszkę.I tu rodzi się pytanie ......

Skąd Aga wiedziala,że zakocham się na nowo w różu ?? Czyżby jakaś telepatia,czytanie w myślach,hę???
Aguś broszka podbija serca moich bliskich,nawet eM patrzy zazdrosnym okiem.
Piękne dzięki kochana,buziaczek w Twe zdolne łapki :)

Na koniec chciałam pokazać jak broszka prezentuje się w wersji odzieżowej.

Lecz co ma począć biedna blondynka gdy wszystkie ręce w domu są czymś zajęte(obieraniem ziemniaków,drobnymi przepierkami,dłubaniem w błotku)?

Powiem szczerze,nie jest łatwo...

Kobieto radz sobie sama.
buziaki

niedziela, 13 marca 2011

sobota,słońce,błoto i lomo












Lomo fotografie wykonała nasza przyjaciółka Ewa .
Miłej niedzieli

piątek, 11 marca 2011

Pokaż koteczku co masz w woreczku :)

Dziewczyny, za oknem słońce a ja ze zgrozą zaglądam do mojej torebki i o matko..brakuje w niej tylko mini zestawu do harakiri.
Mam taką przypadłość ,że torebki wymieniam częściej niż papier toaletowy,ale już zawartość przerzucam z jednej do drugiej.
Są tu rzeczy pierwszej potrzeby ,całkiem zwyczajne, klucze,dokumenty i telefon ale....no właśnie .
Spójrzcie same.








W torebce miewam,smoczki,soczki,ładowarki,buty-szpilki,rajstopy,miarki,piloty tv (?),cukierki, igłę i nitkę.
Chętnie zajrzałabym do Waszych torebek,jeśli zechcecie przyjąć wyzwanie będę przeszczęśliwa.
pa
p.s. dziwnym trafem nigdy nie noszę chusteczek do nosa,co jest mi przy każdej nadarzającej okazji wytykane :D

czwartek, 10 marca 2011

odrobina dziegciu czyli tragicznie megalomański post

Moje posty to wartki strumień myśli uchwycony w słowa,których nie dobieram i nie układam za wczasu .Łapię je raczej w locie nie zważając na formę .
Są dziećmi weny która nagle przychodzi i należy z niej czerpać jak najwięcej póki jest,za chwilę może odejść ,a kiedy wróci nie wiadomo.
Dlatego piszę i piszę,mimo Waszych delikatnych sugestii,że już dość ,prędkość nieodpowiednia i czas zwolnić,albo lepiej w ogóle stanąć i dać szansę innym na "przejazd'.
Mimo to piszę dalej ,głucha na wszystko,a zasłuchana jedynie w siebie.
Zapytana o "różowe okulary" które rzekomo posiadam,odpowiem ,że mam nie mniej smutków co przeciętna Polka,z tą różnicą ,że szklanka u mniej jest raczej do połowy pełna niż pusta.
To samo się tyczy postrzegania przeze mnie ludzi.Staram się widzieć u innych głównie zalety i je podkreślać bo wierzę w magiczną moc dobrych słów .
Jednakże większość nie potrafi przyjmować tych" cukierków" z należytą wiarą ,ponieważ od dziecka uczymy się nieufności ,a komplement pod swoim adresem traktujemy jak pocałunek przed rychłą śmiercią.
Spróbujcie powiedzieć coś miłego obcej osobie.Oczywiście musi być to szczere bo tylko wtedy eksperyment ma sens. Reakcja jest łatwa do przewidzenia.
Brnąc dalej w megalomańską nutę ,powiem ,że nie lubię się gniewać ani tkwić w urazie.Jeśli ktoś mnie krytykuje reaguję złością ,ale szybko mi przechodzi i staram się w tych cierpkich słowach znalezć jakąś prawdę o mnie samej i naukę na przyszłość.
Jeśli ktoś poczuł się urażony którymś z moich postów to przepraszam ,bo jestem jaka jestem i
nie ślubowałam kwaśnej miny.





post-tragedia,ale zdjęcie ładne.

środa, 9 marca 2011

komódka bielą i różem otulona






Przypuszczam,że nie powinnam ,ale powstrzymać się nie mogę i znowu pozanudzam Was moją komódką i jej otoczeniem.
Nie ukrywam - kocham ten mebel i bawi mnie zmienianie dekoracji na,nad i obok.
Obecnie robi się na niej coraz bardziej biało,kremowo i różowo.
No właśnie mam teraz jakiś smak na róż......
















Niektóre drobiazgi pochodzą od Was moje drogie :0) i kiedy ich nie noszę to przynajmniej lubię mieć gdzieś pod ręką.
Tu broszeczka od Abily,ta akurat należy do Mani.....


i obrazeczek z ptasiorkiem oraz moja broszka tej samej autorki.

Różowa panienka to kolejna figurka z Leonardo Collection,zdaje się ,że już pisałam o mojej
fascynacji tą marką. W tle piękny notesik autorstwa Peninki mojej kochanej.


Jeśli marzy Wam się jakiś magiczny-romantyczny zapiśnik do damskiej torebusi to polecam Wam właśnie Peninię.

I to by było na tyle...............acha obiecałam mężowi ,że przestanę szkalować ród męski i wszczynać rewolty,a z niego osobiście robić idiotę.
Obiecałam,ale miałam przypadkiem trochę skrzyżowane palce u rąk,więc się liczy tylko troszeczkę :0 )
Na osłodę powiem,że to fajny chłopak,bardzo kochający dzieci i swoją dziewczynę -wariatkę.
Buziaki
.

Sprostowanie
Pouczona przez mądrzejszych- Los alpaqueros i Romantyczną Duszę niniejszym ogłaszam,że przedstawiony przeze mnie mebel komódką nie jest, lecz dolną szafką od kredensiku kuchennego(eklektyzm przełom XIX i XXw).
Jeśli jeszcze kiedyś pozwolę sobie na podobne nieścisłości proszę mnie "zbesztać" czym prędzej.
Przy okazji zachęcam wszystkich do zajrzenia na oba blogi ponieważ są cudowne, choć każdy w innym, niepowtarzalnym rodzaju.
p.s.przypomniało mi się ,że również szwagierka Magda( u której bawiłam w zeszłą sobotę,a której hafcik pokazywałam Wam) pouczyła mnie jakoby była dla mnie raczej bratową a jej synek bratankiem.
I to tyle.
a może czymś sobie jeszcze "nagrabiłam" ???
całuję wirtualnie :)