"To ja ,Twoja matka..."-to były pierwsze słowa ,które usłyszałam w słuchawce, leżąc w totalnym dole psychicznym i rozpatrując nudne wizje pobytu w Zakopanym, który dopiero się zaczął i miał obfitować w szalone skoki adrenaliny na stokach narciarskich.Na głowie miałam dopiero co zakupioną czapkę rossignol oraz gogle ,w których pozostało mi jedynie wchodzenie pod prysznic.-"
mam nadzieję,że nie będziesz frajerką i nie dasz się wkręcić w pilnowanie dzieci do końca urlopu"-kto jak kto ,ale moja osobista i ulubiona mama zawsze wiedziała jak mnie lekko podkurzyć jednocześnie stawiając do pionu. Odświeżona kontuzja kolana pozwalała zapomnieć o dalszym szusowaniu.-"
Musisz sobie COŚ wymyślić."-Tylko co można wymyślić mając skręconą nogę w kolanie ?Na szczęście tym razem obyło się bez gipsu,a lekarz z zakopiańskiego szpitala pomacawszy obie z moich dolnych kończyn uznał ,że nie rokują i dopóki moje mięśnie w twardości nie będą przypominać betonu to w ogóle mogę sobie darować jazdę.
Wysłuchawszy wszystkich porad mojej eM ,która mówiąc między nami mogłaby zmotywować do dalszej walki zamroczonego boksera zdychającego na ringu ( i tu zdecydowanie jej talenty urodzonego coacha się marnują ),postanowiłam przedsiębrać plany na kolejne dni.
Następnego dnia rano zignorowałam propozycję mojej rodziny by mimo wszystko jechać z nimi do Witowa, stać pod wyciągiem i obfacać .
Zamiast tego knułam pogwizdując i nucąc pod nosem słowa mojej eM niczym pieśń rewolucyjną
"nie bądz frajerką ,nie bądz frajerką "dodawały mi wiary ,że może nie wszystko stracone .
W głowie dokonałam szybkiego rachunku, ile pieniędzy wydałabym dziennie na zjazdy powiedzmy 10,no 15 razy,zawsze należy brać ten lepszy wariant pod uwagę,pomnożyłam go przez dwa..za straty moralne dodałam skromną stówkę plus i mają w głowie jakąś kwotę poniżej której godność nie pozwala kobiecie zejść, postanowiłam codziennie maszerować na zakupy oczywiście wspierając się kijami narciarskimi ,jednym słowem robić sobie w ramach zadośćuczynienia różne materialne przyjemności.Szczęśliwie kontuzja ograniczała mnie głównie w zakresie zjazdów i chodzenia po schodach .Sugestię żeby nie przeciążać nogi postanowiłam puścić chwilowo mimo uszu.
Pierwsze kroki skierowałam do księgarni ,która przed południem zdawała się świecić pustkami .Z zaplecza wyszedł mój rówieśnik.
"
Co się pani stało w nogę ?"-przez chwilę miałam ochotę powiedzieć ,że mam protezę,ostatecznie jednak ugryzłam się w język w końcu nawet ja mam jakieś hamulce..Zamiast tego usłyszałam mój piskliwy głos-"
Miałam wypadek na nartach.".W grymasie sprzedawcy wyczułam ślady empatii,a może było to coś zupełnie innego np.atak gazów.W każdym razie postanowiłam zagaić"
Czytał pan to ?"-wskazałam palcem na biografię autorki Muminków.Facet spojrzał jak na potłuczoną ,słusznie zresztą.-"
Pani,kto to by czytał,nudy jakieś i ta cena ponad 5 dych.A to pani widziała ?"-tym razem on wskazał martwy obiekt drwin,ostatnia zapisana rozmowa z Łapickim
-"dwudziestu złotych bym za to nie dał."-Ponieważ nasza rozmowa stawała się dość osobliwa aż zrobiło mi się na moment gorąco, postanowiłam zatopić myśli w albumie z reprodukcjami Alfonsa Muchy.-
O widzę,że pani lubi,a wie pani co ja tu od takiej jednej miałem.Zaczęła na mnie krzyczeć ,że w ilustracjach za dużo pomarańczu...a co to moja wina???ja ten album kolorowałem czy co??!!!!-w tym momencie
na zapleczu zadzwonił telefon,sprzedawca czytając w moich myślach rzucił ,-
niech pani poczeka-a ja stałam jak wryta przeglądając dla odmiany " Czarną Kurę Baśnie rosyjskie "z pięknymi ilustracjami Giennadija Spirina.
"Widzę,że pani lubi obrazki,mam coś dla pani"-sprzedawca pojawił się, zniknął i znowu się pojawił niczym iluzjonista zza grubej kotary.-"
proszę to szybko schować do torebki"-rozejrzał się nerwowo na boki.W księgarni poza naszą dwójką nikogo nie było.-W tym momencie pomyślałam ,że może nie jest li tylko zdziwaczałym księgarzem.....Moja ręka niczym sterowana ,chowała do torby złożony do formatu A6 kredowy arkusz papieru.-"
to plakat do tej książki"-wyjaśnił -"
dajemy go nielicznym...".Oszołomiona postanowiłam nie drążyć tematu tego wyróżnienia,szybko zapłaciłam za album z baśniami Gogola i Puszkina i wyszłam .
Z mętlikiem w głowie udałam się do drogerii ,gdzie zakupiłam kolejno tusz do rzęs o wymownej nazwie "curve me sexy",karminową szminkę "pleasure me red" oraz róż do policzków "blush me up".
Umalowana niczym rosyjska matrioszka pokuśtykałam dzielnie do domu.
Ciąg dalszy być może nastąpi.